FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Zaloguj
Rejestracja
Napisz odpowiedź
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje:
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Drag
Wysłany: Pią 20:28, 02 Cze 2006
Wokalista zespołu Coma Piotrek Rogucki jest jedną z najciekawszych osobowości polskiej sceny rockowej. Aktor z wykształcenia, rockman z temperamentu dał swojemu zespołowi pozycję jednego z najlepszych debiutantów ostatnich lat. Nam opowiedział o aktorstwie, zespole i nowej płycie, której premiera odbyła się w ostatni poniedziałek, i która jest naszą płytą tygodnia
- Jak wczoraj rozmawialiśmy mówiłeś, że będziesz grał w Krakowie swoje ostatnie przedstawienie. Dlaczego ostatnie?
Jak to bywa w szkole teatralnej, którą mam nadzieję w tym roku skończyć, na sfinalizowanie pracy studenci aktorstwa podejmują się zrealizowania dyplomu. W moim przypadku był to „Wieczór trzech króli”, gdzie osiemnastu moich kolegów pracowało pod opieką pedagogiczną i reżyserską Jerzego Stuhra, wielkiego mojego mistrza. Premiera była pod koniec października i od tego czasu graliśmy spektakl w całej Polsce około trzydzieści razy, m.in. na Festiwalu Szkół Teatralnych. To są jednorazowe projekty, które powstają na jeden sezon. I w momencie, kiedy uczniowie kończą szkołę, one nie maja racji bytu. Nasz ostatni spektakl dyplomowy był zaprogramowany na 16 maja, po nim pożegnaliśmy się czule z całą grupą i prawdopodobnie nigdy w życiu nie zobaczymy się w tym składzie.
- Kto był opiekunem waszego roku?
Roman Gancarczyk, też jeden z moich największych mistrzów w tej szkole. Właściwie opieka pedagogiczna nad rokiem ogranicza się do bardzo rzadkich spotkań i do zażegnywania jakiś kryzysów. Na całe szczęście złożyło się tak, że trafiłem na zajęcia, które rozwinęły mnie w niesamowitym stopniu, jeśli chodzi o pojmowanie teatru, pojmowanie aktorstwa. Podchodzi do człowieka z takiej strony, że się tego nie spodziewa i wyciąga to co w nim najlepsze.
- Co z ciebie wyciągnął takiego?
Wyciągnął powściągliwość. Wcześniej emanowałem przeważnie nadekspresją i nie dość, że wytwarzałem pewne emocje, to jeszcze dopowiadałem gestykulacją, co było zupełnie niepotrzebne. On skierował mnie na taki tor, że całą energię i gestykulację schował wewnątrz, a mimo to bardzo czytelne były emocje, które się ze mnie wydostawały.
- Nauczył Cię prostoty?
Nie tyle prostoty, co energii, siły bez nadekspresji, bez nadmiernego uzewnętrzniania się i robienia błazna czy mima.
- Dziś żałujesz, że poszedłeś na aktorstwo czy też nie?
Przez pierwsze pięć lat mojego pomaturalnego życia starałem się dostać do Łódzkiej Szkoły Filmowej. Próby podejmowałem cztery razy. Dwa razy znajdowałem się w drugim etapie, ale za każdym razem byłem odsyłany z kwitem. Za piątym razem podjąłem już rozpaczliwą ostateczną próbę dostania się do szkoły, ale tym razem wybrałem Kraków. No i udało się. To było spełnienie jednego z moich największych marzeń. Generalnie swoją drogę wiążę z aktorstwem. Teraz mogę mówić, że te cztery lata minęły, jak z bicza strzelił, ale to był okres w moim życiu, kiedy zacząłem odkrywać nowe możliwości, kiedy zorientowałem się, że można się poruszać po przestrzeniach, które zawsze wyobrażałem sobie, że są, ale nie wiedziałem, jak do nich dotrzeć. Przestrzeniach swoich marzeń, swoich transformacji, swoich dociekań rzeczywistości, swojej psychologii i również dzięki temu nawiązywałem więzi, kontakty i tajemnicze nici, które normalnie nie mogły połączyć mnie z ludźmi. Na scenie wszystko jest możliwe.
- Twoja droga jest trochę inna niż wszystkich aktorów trafiających do śpiewania. Teraz jesteś znany jako wokalista zespołu rockowego. Nie boisz się, że tak Cię sklasyfikują?
To jest możliwe, ale generalnie są sposoby, aby od tego uciec. Wystarczy występować w teatrze. Tam przychodzą ludzie, którzy otwierają swoją wrażliwość na to, co dzieje się na scenie. Poza tym nie doszło do takiej konfrontacji. Kiedy coś takiego się stanie, kiedy zacznie jawić się jako jakiś problem albo kłopot, to będziemy szukali drogi, aby to rozstrzygnąć. Zawsze jest jakieś wyjście z sytuacji. No... chyba, że go nie ma.
- O tym, żeby być aktorem marzyłeś od dawna. A marzyłeś o tym, że będziesz wokalistą rockowym?
Nienawidzę rocka. Żartuję oczywiście. Ale to wyniknęło raczej z tego, że cztery razy nie dostałem się na studia aktorskie. Ten czas musiałem jakoś zagospodarować. Wypływała ze mnie wciąż energia artystyczna. Grałem na gitarze i zacząłem startować sam z gitarą na festiwalach piosenki poetyckiej, studenckiej i turystycznej. W ciągu czterech czy pięciu lat objeździłem chyba wszystkie festiwale w kraju i większość udało mi się wygrać. Po trzech czy czterech latach starań, najpierw zacząłem dostawać wyróżnienia, potem zacząłem dostawać nagrody. W międzyczasie powstał również zespół Coma. Doszlifowałem swój głos troszeczkę ostrą barwą i zacząłem śpiewać.
- Czyli przypadek?
Tak. Znałem się z Dominikiem Witczakiem, gitarzystą Comy ze szkoły, chodziliśmy do jednej klasy technikum elektrycznego. Graliśmy na gitarach, startowaliśmy w Yapie i festiwalach dla licealistów. Potem nasza klasa została rozdzielona. Ja z gitarą zacząłem jeździć po festiwalach, a on zszedł na „złą drogę” i zaczął słuchać rocka, pochłonęło go ONA, Limp Bizkit, Jimi Hendrix. Wtedy wykląłem go. Po jakimś czasie, w piątej klasie technikum, znów się spotkaliśmy. Chodził po korytarzach i mówił, ile ma miernych na półrocze, ja mu opowiadałem, ile pałek muszę wybronić, bo przestaliśmy być dobrymi uczniami. I zaczął mnie namawiać, abym napisał mu jakiś tekst. Ja mu mówiłem, aby przyniósł muzę. Nigdy do tego nie doszło. Ale później, po skończeniu szkoły, kiedy wydawało się, że nasze drogi zupełnie się rozeszły, zadzwonił do mnie i powiedział, że gra w zespole poezji śpiewanej Deja Vu i żebym wpadł. Powiedział: „Ty umiesz słabo grać na gitarze, więc będziesz grał akordy, a my będziemy grać solówki”. Więc zacząłem grać akordy, a chłopaki grali solówki. Śpiewało i grało jeszcze pięć dziewcząt. I kiedy dziewczyny szły na herbatę, chłopaki uderzali w mocniejsze brzmienia. Jako, że nie umiałem jednak za dobrze grać na tej gitarze, brałem się za mikrofon i udawałem, że śpiewam. Na tyle dobrze udawałem, że zaproponowali, abym wpadł na próbę zespołu rockowego, który właśnie zakładali. Wpadłem na pierwszą próbę, dali mi dwie piosenki i kazali napisać do nich teksty. Na drugą próbę przyniosłem obie, jedna z nich pojawiła się na naszej pierwszej płycie i nazywa się „Pasażer”. No i tak się potoczyło, ta energia zaczęła mnie wciągać i pomyślałem, że może coś w tym rocku jest. Zacząłem słuchać muzyki rockowej i odkryłem nowy obraz rzeczywistości, swoje drugie ja. Znalazłem w tym cel - połączyłem wrażliwość i miękkość słowa zaczerpniętego z poezji śpiewanej z silnym i energetycznym przekazem muzyki rockowej. I jakoś to się udaje.
- Udaje. Pierwszą płytę sprzedaliście w prawie 20 tysiącach. A druga „Zaprzepaszczone siły wielkiej armii świętych znaków” właśnie pokazała się na rynku. Dosyć trudny tytuł. Jak go wytłumaczysz?
„Zaprzepaszczone siły”, czyli zmarnowana energia, albo pewna moc „wielkiej armii”, czyli liczebnego grona, „Świętych znaków”. Stojąc w jednym punkcie tuż przed przebudzeniem się wyobrażam sobie, że kawał życia został zmarnowany. Przyszło do mnie kilka objawień, kilka dróg zostało mi pokazanych, a ja wybrałem swoją inną, która niekoniecznie była lepsza. Siedzę sobie w miejscu i zastanawiam się, czy gdybym wybrał inaczej, byłoby lepiej, bo teraz czuję się źle.
- Ty właśnie wychodzisz ze szkoły. Jaka jest sytuacja młodych aktorów na rynku?
W przypadku moim i kolegów, którzy studiowali ze mną w szkole, największym plusem i doświadczeniem było nie chwytanie się szkoły i beznadziejnie do samego końca szukanie w niej oparcia i schronienia. Myśmy wykorzystali to, że poznaliśmy ludzi, mistrzów, gwiazdy polskiej sceny i próbowaliśmy wykorzystać szkołę jako odskocznię dla własnego działania. Wiele osób z mojej szkoły już podczas studiów zaczęło pracę na zewnątrz i nawiązywało kontakty z reżyserami, zaczęło występować w teatrach. Ja też miałem to szczęście, że na rok wyjechałem do Warszawy do „Terenu Warszawa” Teatru Rozmaitości. Takich okazji bardzo dużo, tak naprawdę coraz więcej - jest mnóstwo castingów i nie tylko do seriali i sitcomów, ale też do spektakli teatralnych. Można brać udział w etiudach młodych reżyserów ze szkoły i można zostać zauważonym przez reżyserów po szkole. Naprawdę jest dużo rzeczy, tylko trzeba uwierzyć w swoje siły i trzeba podejmować wyzwania. A poza tym wyznaczyć sobie cel, który trzeba realizować, bo są studenci, którym wystarczy występowanie w serialach i to jest ich marzenie. Nie potępiam tego, to jest zupełnie uczciwie postawiona sprawa – jestem aktorem serialowym i do końca życia chcę grać w serialach. Gorzej, gdy ktoś sobie stawia wyższy pułap a później zaczyna schodzić na dół. Teatry proponują cały czas etaty, a jeśli nie etaty, to coraz bardziej popularne jest znajdywanie ról w kilku miejscach. Jest więcej projektów i pieniędzy na filmy. Myślę, że sytuacja młodych aktorów w Polsce jest naprawdę bardzo dobra. Tym bardziej, że stare pokolenie, które wbiło się wszystkim w pamięć jako niezawodne gwiazdy, powoli przestaje dochodzić do głosu. Najwyższy czas, żeby pokazać, że my też mamy coś do powiedzenia, że naprawdę jest kilku dobrych aktorów w tym młodym pokoleniu. Tylko dajcie nam dobre filmy.
- Jesteś w undergroundzie w definicji Waitsa?
Znam również tę piosenkę w tłumaczeniu polskim..
- Wiem, bo ją śpiewałeś podczas Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu dwa lata temu.
Cały czas jesteśmy w undergroundzie, choć twarz jest już bardziej znana. Ale wciąż mam nie szkolony głos. Wiesz, wszystko, co zdobyliśmy wynika z chęci realizacji marzeń, raczej z zaparcia niż z tego, że jesteśmy perfekcjonistami. Nikt z nas nie skończył szkoły muzycznej.
- Nie wolałbyś być w mainstreamie?
Najwyżej w mainstreamie undergroundu. My tak naprawdę nie poruszamy się w takich kategoriach. Trudno w to uwierzyć. Zdarzają się głosy, że Coma się sprzedała, że jesteśmy gwiazdami. A tak naprawdę szczerze i uczciwie mówiąc, mamy w dupie te zdania, bo wiemy, ile poświęcamy i dajemy za każdym razem z siebie na scenie i co naprawdę się dla nas liczy. To, że czerpiemy z tego przyjemność nie znaczy, że coś się u nas pozmieniało.
- O wielu osobach mówisz, jako o swoich mistrzach. Kto jest jeszcze Twoim mistrzem?
Spotykam ludzi, którzy coś mi dają i mogę się od nich czegoś nauczyć. Są ludzie, którzy zaznaczyli się w mojej pamięci i sami o tym nie wiedzą. Dali mi bardzo dużo, ponieważ zmienili jakiś mój obraz rzeczywistości, pozwolili mi odnaleźć jakiś inny kształt, inną drogę, poszerzyli przestrzeń i wtedy zdecydowałem ich nazwać mistrzami. I jest ich mnóstwo, od dzieciństwa. Nie ma jednego głównego, jednego mistrza, do którego przychodzę do warsztatu i uczę się rękodzieła. To jest tak wolny zawód, że spotyka się różnych ludzi i czerpie się od nich.
- Jesteś już mistrzem dla kogoś? Jak zareagujesz, jak się takowym staniesz?
Nie mam na to wpływu, tak jak ludzie, których wybrałem na swoich mistrzów nie mieli też wpływu na moją decyzję. Jak zareaguję? Mogę być, tylko niech ten ktoś nikomu o tym nie mówi.
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Forum ..:: Grunge Is Not Dead ::.. Strona Główna
~
News
Skocz do:
Wybierz forum
Muzyka
----------------
Zespoły Grunge
Zespoły
Nowości wydawnicze
News
Album
Gitara
----------------
Gitara Elektryczna
Warsztacik Gitarowy
Wzmacniacze i efekty gitarowe
Wasza twórczość
Inne
----------------
Koncerty
Forum
Forumowicze
Hydepark
Wasza twórczość - Grafika
Kosz
ShoutBox
----------------
ShoutBox
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
and
Ad Infinitum
v1.03
Regulamin