Forum ..:: Grunge Is Not Dead ::.. Strona Główna
Autor Wiadomość
<    News   ~   Lepszy sposób patrzenia na życie
Johnny
PostWysłany: Sob 22:17, 10 Cze 2006 
Dead Man
Dead Man


Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Częstochowa


"To coś dziwnego, lecz jednocześnie pięknego" – tak o koncertach reaktywowanego Alice In Chains powiedział ten, na którego barkach spoczywa największy ciężar, William DuVall, młody czarnoskóry wokalista, który przy mikrofonie zajął miejsce zmarłego w 2002 roku charyzmatycznego Layne'a Staleya.


Zaczęło się od charytatywnego koncertu dla ofiar tsunami, który odbył się kilkanaście miesięcy temu w Seattle, miejscu narodzin Alice In Chains. Wtedy po raz pierwszy od kilku lat na jednej scenie stanęli Jerry Cantrell, Sean Kinney i Mike Inez. Rolę wokalistów spełniało kilku artystów, m.in. Patrick Lachman z Damageplan, Wes Scantlin z Puddle Of Mudd i Maynard James Keenan z Tool. Indagowany przez dziennikarzy Sean Kinney zapewniał, iż był to jednorazowy powrót i o reaktywacji Alice In Chains bez Layne'a Staleya nie może być mowy. A jednak.

Minęło kolejnych kilka miesięcy i Alice In Chains obwieścił światu swój powrót. Spekulacje na temat wokalisty szybko zniknęły. Następcą Layne'a okazał się William DuVall, który wcześniej współpracował z Cantrellem oraz z grupą Comes With The Fall. Zespół otrzymał sporo propozycji koncertów. Podczas występów pojawiali się niespodziewani goście, jak Phil Anselmo z Pantery czy niedawno James Hetfield z Metalliki.

Cantrell i Kinney stanowczo podkreślają, iż nie ma mowy o nowych nagraniach pod szyldem Alice In Chains. Dla nich ten zespół istnieje tylko ze Staleyem jako wokalistą, a obecne jego wcielenie to forma uczczenia pamięci zmarłego przyjaciela. Jednakże historia rocka pełna jest stanowczych zapewnień, które później łamano. Kto jeszcze do niedawna wyobrażał sobie Queen bez Freddiego Mercury'ego? Być może, jeśli obecne wcielenie Alice In Chains będzie dalej tak ciepło przyjmowane, Kinney i Cantrell zmienią zdanie...

Grupa z Seattle w czasach swojej świetności nie dotarła do Polski. Gdyby tak się stało, bilety na ich koncert rozeszłyby się błyskawicznie. Polscy fani otrzymali okazję obejrzenia nowego wcielenia Alice In Chains. Magia nazwy nie wystarczyła jednak do przyciągnięcia do "Spodka" zbyt wielu fanów. Kilka dni wcześniej, w Niemczech, Amerykanów oklaskiwało kilkanaście tysięcy ludzi. W Katowicach 7 czerwca było ich niewiele ponad dwa tysiące. Muzykom zdawało się to nie przeszkadzać i wyglądało na to, iż świetnie się bawią. William dobrze poradził sobie z klasykami Alicji i nawet wypowiedział kilka słów po polsku.

Zanim Alice In Chains wyszli na scenę, zgodzili się na dwa wywiady dla polskich mediów. Byliśmy jednymi z tych szczęśliwców. Wiadomo, że utwory zespołu do wesołych nie należą. Muzycy zaś dla kontrastu są wielkimi "jajcarzami". Ciężko było nad nimi zapanować. Co chwila śmiali się, żartowali, docinali sobie nawzajem. Widać, iż doskonale czują się w swoim towarzystwie, że mają wielką frajdę z tego, co robią. Już nie muszą niczego udowadniać. Zrobili to już dawno płytami "Facelift", "Dirt", "Alice In Chains" czy EP-kami "Sap" i "Jar Of Flies". Dzięki nim mają już na zawsze miejsce w panteonie rocka i w historii nurtu, któremu przed laty nadano nazwę "grunge", a który narodził się w Seattle. Oto zapis naszego spotkania z Alice In Chains.

Czy jesteście zaskoczeni tym, że reaktywowany Alice In Chains ma tak wspaniałe przyjęcie?

SEAN KINNEY: Raczej tak, chociaż to jest to, na co liczyliśmy. Na szczęście możemy tego doświadczać [śmiech]. Gdybyśmy byli do niczego ludzie by nas nie docenili i z pewnością nie byłoby to dla nas tak zabawne. Fajnie, że nas tak przyjmują.

Powroty zespołów bez kluczowego członka, jakim w Waszym przypadku był Layne Staley, zawsze budzą kontrowersje. Ludzie bywają sceptyczni, kręcą nosem. Wygląda na to, że wygrywacie bitwę. Przed kilkunastoma minutami rozmawiałem z Jimem Rootem, gitarzystą Stone Sour i Slipknot [zapis rozmowy z Jimem już wkrótce w naszym serwisie – red.], na którym zrobiliście naprawdę spore wrażenie.

JERRY CANTRELL: Mieliśmy w głowie taki pomysł, aby po prostu to zrobić. Bez żadnego zadęcia. Zwyczajnie podejść do tego na zasadzie koleżeńskiej zabawy. Jak na razie to, co robimy, jest dla nas zabawne. Ale trzeba zaznaczyć, iż nie stało się to od razu, był to pewien proces. Musieliśmy się upewnić, że wszystko jest jak należy, że rzeczywiście będziemy się ze sobą dobrze czuć i dobrze bawić. Do tej pory graliśmy już z kilkoma bardzo dobrymi zespołami, nasi przyjaciele z innych znanych grup pojawiali się na scenie podczas naszych występów. Jak tu się nie cieszyć? Staramy się utrzymać wszystko na prostych zasadach.

SEAN KINNEY: Mimo wszystko trzeba powiedzieć Jerry, iż od momentu, w którym się zebraliśmy do wyruszenia na trasę nie minęło tak wiele czasu. Na początku zakładaliśmy, że zagramy kilka koncertów tu i ówdzie. Nagle okazało się, iż powrót na scenę jest możliwy.

JERRY CANTRELL: Pewnie mielibyśmy na analizowanie więcej czasu, gdyby nie to, iż ja byłem zajęty.

MIKE INEZ: A potem Sean miał operację zmiany płci, zaś my stanowczo nie chcieliśmy grać z kobietą, więc musieliśmy poczekać aż znów stanie się mężczyzną [śmiech].

SEAN KINNEY: No tak, to był spory zakręt w moim życiu [śmiech].

Wiem, że sporo jammowaliście przed trasą. Czy graliście tylko stare numery, czy może pojawiły się jakieś nowe pomysły?

SEAN KINNEY: Przede wszystkim graliśmy stare kawałki. Musieliśmy się przekonać czy wciąż potrafimy je zagrać. W końcu minęło sporo czasu, odkąd nagrywaliśmy razem materiał na płytę.

JERRY CANTRELL: Prawda.

SEAN KINNEY: Tak więc zamknęliśmy się w sali prób, aby się przekonać czy wszystko działa jak należy. Okazało się, że działa. Ogrywaliśmy chyba ponad połowę naszego dorobku. To było fajne doświadczenie.

MIKE INEZ: Dziś na przykład zagramy "God Smack", a tego nie graliśmy całe wieki.

SEAN KINNEY: Było trochę czasu, ale nie na tyle, aby skomponować nowe kawałki.

JERRY CANTRELL: Jak to zwykle bywa w przypadku jammów, pojawiło się parę nowych riffów. Ale pamiętaj, że jesteśmy dopiero na początku drogi. Na razie chcemy się przekonać, co się tak naprawdę dzieje.

MIKE INEZ: Spotkaj się z nami za rok, a dowiesz się, dokąd zaszliśmy [śmiech].

Domyślacie się, że muszę zapytać o Willa, który jest tu z nami. To chyba musiało być dla Was bardzo trudne, żeby znaleźć kogoś, kto zastąpi Layne'a?

JERRY CANTRELL: Stary, nie można tu mówić o zastępowaniu kogokolwiek. Chodzi o to, aby zwyczajnie pójść do przodu i coś zrobić.

Czy ta trasa to w takim razie rodzaj próby dla Willa?

JERRY CANTRELL: Tak też nie można powiedzieć.

MIKE INEZ: To forma uczczenia pamięci.

JERRY CANTRELL: Właśnie, Mike dobrze to ujął.

SEAN KINNEY: Wszyscy, a zwłaszcza my, zdajemy sobie sprawę, że Layne'a już z nami nie ma. Ale są z nami piosenki, które wspólnie tworzyliśmy. Te kawałki do dziś są puszczane w radiu. Ludzie cały czas kupują nasze płyty. Nie byłoby to możliwe, gdybyśmy byli zespołem, który produkuje jeden hit i nagle znika w niebycie.

JERRY CANTRELL: Może to zabrzmi dziwnie, ale uważam, iż mieliśmy cholerne szczęście, iż nie przeszliśmy przez taką masę bolesnych rzeczy, przez jaką przeszedł Layne. Teraz jest z nami Will, który naszym zdaniem spisuje się wspaniale. Ten facet skopie wam tyłki [śmiech].

MIKE INEZ: No Will, powiedz w końcu, co o tym myślisz [śmiech].

Powiedz, jak się czujesz śpiewając klasyki Alice In Chains?

WILLIAM DUVALL: Czuję się bardzo dobrze. Sprawia mi to dużą radość. Wszyscy są dla mnie naprawdę bardzo mili. Koncerty są wyjątkowe. To coś dziwnego, lecz jednocześnie pięknego. Bywam z Alice In Chains w miejscach, do których nigdy wcześniej nie dotarłem, do których również nie dotarł ten zespół, gdy mnie w nim nie było. Polska jest jednym z nich. Wspaniale jest widzieć ludzi w różnych miejscach, którzy bawią się przy tych utworach. To coś na kształt katharsis. Jeszcze nie tak dawno nie mógłbym liczyć na coś takiego.

MIKE INEZ: No chłopie, masz rację. Fajnie jest być tu, w Ameryce Południowej [śmiech].

SEAN KINNEY: Wspaniale, że znowu zagramy w Bangladeszu [śmiech].

MIKE INEZ: Kurcze, w Polsce jest dziś tak ciepło jak na Hawajach [śmiech]!

Wszyscy byliście zajęci przed reaktywacją. Ty Jerry na przykład pracowałeś nad płytą solową. Można rozumieć, że jej wydanie odłożyłeś na czas nieokreślony?

JERRY CANTRELL: Wiesz jak to ze mną jest, lubię komponować i lubię również grać na żywo. Zanim zaczęliśmy znowu występować z Alice In Chains miałem okazję trochę poeksperymentować, wypróbować różne rzeczy. Mike mi w tym pomagał, bo obaj mieszkamy w Los Angeles i mogliśmy razem popracować. Przeprowadziłem się kilka lat temu i jest to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. Zacząłem tam bardzo dużo komponować. Sporo napisałem.

Jak pewnie wiesz, wszystko co robię sam jest bardzo, ale to bardzo osobiste. Wkładam to mnóstwo wysiłku. Ale teraz znowu jest Alice In Chains. Warto jednak pamiętać, iż dobrą rzeczą w pisaniu wielu piosenek jest to, iż ich bank staje się coraz zasobniejszy i jest z czego wybierać [śmiech]. Zawsze mogę coś z tego wykorzystać. Być może zostanie to wykorzystane przez nas, być może przez jakiś inny projekt. Lubię pisać, lubię posuwać się do przodu, do przodu, do przodu... [śmiech].

Mogę tylko dodać, iż to, co się zdarzyło w ostatnich kilku miesiącach to dla mnie również miła niespodzianka. Gdyby rok temu ktoś powiedział mi, że będziemy w trasie, raczej nie pomyślałbym o kimś takim niczego dobrego [śmiech].

Jak widzę, chemia w zespole jest doskonała, humory macie świetne, wyglądacie jak milion dolców.

JERRY CANTRELL, MIKE INEZ: Wow! Dzięki chłopie!

SEAN KINNEY: Jesteśmy w końcu po operacjach plastycznych, mamy też nowe zęby [śmiech].


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 1 z 1
Forum ..:: Grunge Is Not Dead ::.. Strona Główna  ~  News

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach